piątek, 27 listopada 2015

Kapusta kiszona

Kisicie?
Bo ja dopiero zaczynam swoją przygodę z kiszeniem. Zrobiłam wczoraj surówkę z własnej i taka była pyszna że muszę poruszyć temat jej kiszenia. Teraz żałuję że tak późno się za to wzięłam. Czasami tak jest że taka  prosta robota a tak ciężko się za nią zabrać:))
Chociaż przyznam się że wyrosłam w domu gdzie kiszenie kapusty było coroczną jesienną tradycją i powinnam mieć to we krwi. Ale wiecie jak to jest, jak człowiek jest młody to czasami myśli że wszystko wie lepiej- bo to całe kiszenie takie nie nowoczesne. Więc nie kisiłam. Po co jak wystarczy pójść do sklepu i kupić woreczek.
Tylko co my  w tym worku kupujemy??????
Bo Wiecie -- aż wstyd się przyznać-- do tej pory to w sumie źle myślałam. Oczywiście chciałam dobrze, kupowałam bo zdrowa i w ogóle, tyle wartości. Ale dopiero jak przeczytałam   ten tekst ( swoją drogą Gosia prowadzi wspaniałego bloga i dużo się można od Niej nauczyć -   koniecznie zajrzyjcie ) poszłam po rozum do głowy i zabrałam się do roboty. Jak się okazuje kapusta kiszona to naprawdę skarb i naturalny lek na odporność - musimy tylko wiedzieć czy oby na pewno to co kupujemy w 100% powstało w naturalny sposób. Czy może w procesie kiszenia pomógł jej ocet i konserwanty i stała się kapustą kwaszoną - co za tym idzie zupełnie nie wartościową, bez bakterii probiotycznych.

Swoją kapustę nastawiłam 31 października, po dwóch tygodniach była już gotowa i można było ją  jeść. Zrobiłam niewielką porcję  (2 duże słoiki)  bo nie wiedziałam jak mi wyjdzie ale na przyszły rok zaopatrzę się w specjalną beczkę do kiszenia i będzie na całą zimę.








Rad co i jak po kolei udzieliła mi przyjaciółka, która kisi kapustę od lat. A teraz ja tą wiedzą podzielę się z wami.

Najpierw musimy kapustę zszatkować - jeżeli macie szatkownicę a jak nie to pokroić nożem. Ja do tej ilości którą widzicie w słoikach  użyłam trzech dużych główek kapusty.  Wszystko wrzucamy do dużej miski i solimy - ma być dobrze słona. Marchewkę ścieramy na tartce jarzynowej.  Ilość według uznania, zależy jak kto lubi - u mnie były to 4 duże sztuki.  Dodajemy liść laurowy i ziele angielskie. Wszystko razem mieszamy i upychamy ciasno w słoikach.  Trzeba nakładać stopniowo i dobrze dociskać.  Zostawcie trochę miejsca w słoiku, nie może być nałożona pod samo wieczko. Będzie się podnosić i musi być miejsce na kwas. Zakręcamy szczelnie i odstawiamy w ciepłe miejsce. Po ok. tygodniu otwieramy słoik i kilka razy kapustę porządnie   przebijamy aby wypuścić nieprzyjemny zapach (naturalny podczas kiszenia).  Czynność trzeba jeszcze powtórzyć 2 razy co 2-3 dni - pamiętajcie że trzeba ją znowu docisnąć aby kwas był nad kapustą.  Później trzeba próbować czy jest już okiszona ( ma być chrupka i kwaśna). Jeżeli tak jest odstawiamy w zimne miejsce i jest już gotowa. Ja zaniosłam ją do spiżarki - mam  tam chłodno. Możecie równie dobrze przełożyć do mniejszych słoików i wstawić do lodówki.
Naprawdę niedużo pracy i można zrobić w domu na własne potrzeby, nawet niewielką ilość:))
Wiem że sezon na kiszenie może już minął - ale spróbujcie koniecznie bo  warto:))


                                                                    Pozdrawiam
                                                                          Jola

4 komentarze:

  1. Brawo,tym bardziej że wszyscy narzekamy na smak kupnej kapusty,nieraz jest naprawdę wstrętna.Ja też polecam własną kapustkę...Pozdrawiam-Ewa z Wrocławia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy trochę chęci i możemy cieszyć się wspaniałym smakiem:))
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Muszę wypróbować, ponieważ uwielbiam kiszoną kapustę, ale taką domową. Teraz w sklepach ciężko o taką. Cieszę się, że do Ciebie zajrzałam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypróbuj koniecznie bo naprawdę warto::)))
      Pozdrawiam i dziękuję za odwiedzinki

      Usuń