piątek, 27 września 2013

Śliwki w rumie

Śliwki w tym roku obrodziły wyjątkowo:) Szczególnie te najlepsze - węgierki. Do tej pory można  się nimi objadać i cena jest naprawdę niska.
 Nigdy nie przepadałam za typowymi powidłami śliwkowymi:) może dlatego że zawsze były długo, przez kilka dni wysmażane i dla mnie jakieś takie ciężkie... W tym roku przełamałam się i zaczęłam eksperymentować. Przerobiłam je na pięć sposobów.... każda wersja dobra, różne dodatki, różne smaki...  I jest !!! odnalazłam smak  który dosłownie skradł mi serce !!!! Śliwki w rumie to jest to!!!!  Przepis dostałam od cioci, są tak dobre że muszę się z Wami nim podzielić .


 
 

Najbardziej smakują mi jako dodatek do jogurtu naturalnego, można kombinować i tworzyć sobie różne  wersje. Idealne  z dodatkiem musli. Równie dobrze smakują same na bułeczkę, z tym że nie mają konsystencji typowych powideł.

 
 
A oto przepis:
 
2,5kg śliwek ( najlepiej węgierki)
500g cukru
1 łyżka miodu
2 kieliszki rumu
cukier waniliowy
 
 
Śliwki odpestkować, pokroić ( na cztery części) i włożyć do rondla, gotować ok. 10min.
Po czym wsypać cukier i na małym ogniu gotować jeszcze ok. 1 godziny.
Później dodać miód, cukier waniliowy i rum. Wymieszać i gotować jeszcze 10 min.
Wkładać gorące do słoiczków. Zapasteryzować.
W oryginalnym przepisie cukru jest więcej ( 1kg ), zmniejszyłam bo dla mnie były za słodkie. Wszystko zależy od upodobań, można regulować.
 
Zrobiłam już 5 porcji i chyba jeszcze dorobię bo znikają bardzo szybko...
 
 
 
 
 
 
 
 
 

wtorek, 24 września 2013

Wielki błękit... wakacyjne wspomnienia

No tak mamy już prawie jesień ... dzień coraz krótszy... szaro i ponuro.... ale  ja na przekór wspominam wakacje.... Nie wiem jak to się stało że dopiero teraz taki wpis ...   ale lepiej późno niż wcale. Ten błękit  daje takiego optymistycznego kopa, że od samego patrzenia poprawia mi się nastrój...

Pierwszy raz pojechaliśmy do Chorwacji i na pewno nie ostatni... zakochałam się i już chcę tam wrócić.... Idealny kompromis dla naszej rodziny, ja uwielbiam góry a "połóweczka" morze. Tu mamy wszystko obok siebie, cóż chcieć więcej...




 
 
 


 
 
 
 A to część z moich wakacyjnych łupów : olej z pestek dyni, zestaw trzech nalewek,  figowy smakołyk, baton marcepanowy...





Nigdy nie kupuję typowych pamiątek, lubię zabrać ze sobą coś co mogę wykorzystać na co dzień  i co będzie mi stale  przypominać miejsce w którym byłam.  Zakochałam się w tym kubeczku  i musiał wrócić ze mną do domu... codzienna  kawka  smakuje jeszcze bardziej, przypomina mi o słonecznych wakacjach... teraz tylko żałuję że nie kupiłam więcej, były jeszcze inne kolory:)



 
 
 
 
Żegnam Was bukiecikiem...
Przepiękne słoneczniki z ogrodu siostrzyczki, zdjęcie cyknięte już jakiś czas temu, ale musiałam je pokazać...